Archiwum 21 lutego 2009


lut 21 2009 Początek weekendu - zło!
Komentarze: 2

witam serdecznie. Zaczyna sie weekend i po meczu w piłke z moich ust pada propozycja "ej idziemy na wódke?" Zniesmaczona mina Piotra mówiła sama za siebie. Po prostu wszyscy mieli dośc wódki, jednak ja jako zagorzały alkoooholik, wziołem flaszke 0,7 i wyszedłem na ośke, czekając pod klatką na P. , S. i K. Chłopaki zjawili się i wyszedł pomysł, żeby iśc do Marsa, bo ktoś tam ma osiemnastke. Kierunek przystanek Harcerska, Trajtkiem A jedziemy na Hotelowiec w miejsowej mecie K. próbuje kupić sok na zapitke jednak litrowy karton kosztuje aż 5 zł. Podjeżdrza 137, jadący spowrotem w strone naszego osiedla wsiadamy w niego, i podrużujemy aż na Grota Roweckiego, tam wysiadamy i zmierzamy w stronę "Lewiatana" który jest otwarty 24 godziny na dobe. Kupujemy najtańszy sok za 3,57zł. Po drodze P. robi mi kilka zdjęć które gdzieś tu się znajdą, i następnie za butką z kurczakami tuż za Baronem obalamy flaszke, nie obyło się bez głupich akcji, dźwigając flaszkę, chyba S. powiedział coś głupiego i oblałem się wódką, później K. po łyku skrzywił sięz niesmakiem wymalowanym na twarzy, następnie P. dźwignął flaszke ale odstawiając ją przewrócił ją i reszta trunku się wylała, szybka akcja ratunkowa ocaliła jeszcze trochę tego magicznego płynu, później za budką schował się S. biorąc kilka łyków, napiłem się jeszcze ja i niestety z łzami w oczach zostawiłęm butelkę w śniegu, a tak ją lubiłem! Kierunek MARS wskakujemy i na wejściu widać znajome pyski R. , S. i inni, znajdujemy najebanego pana Cz. , który tańczy to o co go poprosimy, z czego jest mega beka, pije piwko, które przyniósł mi pan Cz. , później wchodzą jeszcze D. , L. i O. Witamy się gadam chwilę z L. później piję czyjegoś browara (pyszny był) i wpadam na parkiet na karaoke zaśpiewałem kawalek "Całuj mnię" i wróciłem do mojego piwka, później, wkurzyłem się trochę na O. bo mówię do niej, a ona w trakcie mojego zdania odwraca się i odchodzi, normalne? chyba nie... Wypiłem jeszcze kilka czyiś piwek nie wydając ani złotkówki, a zbierając je z pobliskich stolików, złapałem lekką klepe, umówiłem się z L. na jutro, ciekawe czy coś z tego będzie, czy skończy siętylko na gadaniu? Koło 1:00 zbierałem się do domu i pod Baronem znalazłem osamotniną i porzuconą przez nas butelke "Polish Wódki de lux" z zawartością, podniosłem ją, wziąłem łyka a reszte wylałem... Właściwie to nie wiem czemu popełniłem taki grzech, wróciłem do domu przerzegnałem się, teraz piszę tu na blogu i zaraz spadam spać

 

pozdro wariaci, którzy byli w MARSIE!